czwartek, 12 marca 2015








Suche
            Drzewo







           Lubię chodzić po górach. Co jakiś czas wyruszam tam, by doświadczyć ciszy, piękna, spokoju, no i zmęczenia - bo nachodzić się trzeba. Ale to słodkie zmęczenie. A im dalej w las, tym więcej drzew.
          
           Tak wędrując, moja uwagę zwróciło na siebie drzewo. Stało pośród gęstej zieleni jakby zupełnie samo, ale przecież było wokół niego tyle innych drzew. Skąd powstało u mnie to wrażenie wyobcowania. Było totalnie suche. Nie posiadało ani jednego liścia, nie wyrażało sobą nic, poza smutkiem, płynącego z uschnięcia. W związku z uschniętym drzewem nasunęły mi się pewne refleksje. 

Postać i ból

Karkołomne, powykręcane gałęzie. Jakby się tak dobrze wpatrzyć, to są straszne, jakby ze starego filmu grozy o Draculi, którego zamek otoczony był równie upiornymi drzewami. Upiorne gałęzie, jakby zastygnięte, pomarszczone ze starości i uschnięcia. Choć stoi wokół tyle zielonych drzew, to z nimi już niewiele ma wspólnego.

Choć zmieniają się pory roku, to nie ma to większego znaczenia. To drzewo nie cieszy się z wiosny, nie napełnia się latem, nie daje owocu jesienią. Tylko zimą już tak nie razi w oczy. Choć stoi jeszcze, to wiadomo, że kwestią czasu jest jego upadek. 

Nie może rodzić owoców, nie poszumi liśćmi dla przypadkowego przechodnia. Chyba nikt nie usiądzie w jego cieniu. Jest przerażająco samotne, rzucone w otchłań depresji i smutku, jak wielu ludzi. 

Czasem warto postać i dłuższą chwilę poświęcić na wpatrzenie się w takie drzewo. Pewnie po kilku minutach wrażenie w naszym "środku" zaskoczy nas - niestety negatywnie. 

Wystarczy jednak przenieść swój wzrok na łąkę pełną zieleni i drzewa pełne liści i życia. Od razu poczujemy coś ożywiającego, dobrego w naszym "środku".


Lato

Pamiętam, gdy byłem jeszcze małym dzieckiem. Jeździłem na wieś, do babci. Tam był wielki ogród z zieloną trawą i mnóstwem owocowych drzew. Po obiedzie, gdy wychodziłem do ogrodu poszukać dojrzałych owoców, które z chęcią młóciłem, lubiłem usiąść pod drzewem. Unikałem wielkiej, przedwojennej jabłoni, która rodziła prze smaczne, ogromne jabłka. Kiedyś takim dostałem prosto w głowę, średnie uczucie.
Najczęściej siadałem pod śliwką. Zamykałem oczy i słuchałem. Cichy wiaterek poruszał liśćmi drzew. Było przyjemnie ciepło. W zasadzie nie liczył się nic, tylko te ciepłe chwile, które zapamiętałem do dziś. 

Pewnego dnia zauważyłem, że usycha jedna z gałęzi mojej ukochanej śliwki. Zmartwiłem się, gałąź była duża i wisiała dosyć nisko, więc jej obfity owoc zrywałem z niedużej drabinki. A tak co. Nie dość że owoc stracę a i dostępność się zmniejszy. Trochę to było egoistyczne, ale przypominam, byłem wtedy niedużym chłopcem. Troszkę ubolewałem, no ale cóż może poradzić człowiek na coś takiego, jeszcze taki nieduży człowiek. 

Gałąź odpadła na jesień. Minęła zima, powróciło cudowne lato. Jakież było moje dziwienie, gdy nadszedł czas dojrzewania owoców. Owszem, było ich o wiele mniej, ale za to były o wiele bardziej dorodniejsze i smaczniejsze. 

Nadzieja

Są wśród ludzi ci, którzy są uschnięci. Mniejsza o przyczyny. Myślę, że każdy z nas ma takie suche gałązki, które straszą i nas i naszych bliskich, czy też tych, których spotykamy całkiem przypadkowo. Są też wśród nas już bardzo "uschnięci ludzie" - bliscy upadku. 

Więc gdzie tkwi problem, gdzie szukać wyjaśnienia ?

W korzeniu. Tam jest nasza choroba. W głębi duszy.
Czy warto walczyć o wyleczenie korzenia, powrót do jasności życia, czy warto walczyć o odpadniecie suchej gałęzi i o coraz smaczniejsze owoce ?

Oczywiście.
Ba, to właśnie jest jedyny, nasz najgłębszy sens życia - karmić swój "korzeń" duszy dobrem.




         

1 komentarz:

  1. Witam, podobały mi się wcześniejsze teksty i ten chętnie bym przeczytałam tylko niestety....trzcionka i to na białym tle.... czy mogłabym prosić o małą zmianę? Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń